Buła
Ostatnio moje dwie kochane marudy zaczęły przechodzić same siebie na spacerze. Mijałam akurat piekarnię i stwierdziłam, że nie ma mowy, ja nie mam nerwów na ich nerwy. Kupiłam jakąś bułę z ziarenkami, jednej urwałam mniejszy kawałek, drugiej nieco większy i voila! Cisza jak makiem zasiał. One szczęśliwe, ja szczęśliwa. Także wychodzi ż,e po prostu... Buła łagodzi obyczaje ;)
Już jakiś spory czas temu na jedynym z blogów z kategorii 'rodzicowej' (bodajże u Magdy z bloga szczesliva) przeczytałam tekst, w którym autorka opisywała jak często się rodzice katują tym, że dziecku podali kupioną w piekarni czy innym spożywczaku bułkę pszenną, bo przecież zły rodzic, bo jak tak można, bo to przecież nawet żadnych wartości nie ma. Nic tylko zwykła mąka pszenna i ulepszacze czy konserwanty, a jeszcze gorzej jak z ciasta mrożonego, to wtedy już najgorsze zło i czyn haniebny!
Na co wspomniana wyżej blogerka odpowiedziała świetnym tekstem, który pozwolę sobie sparafrazować: "Jak to nie ma żadnych wartości? A pięć minut spokoju to nie jest jakaś wartość?" :)
Warto zapamiętać.
Komentarze
Prześlij komentarz
Jesteśmy kulturalnymi ludźmi i staramy się się używać kulturalnego języka, nie zawierającego wulgaryzmów i bezsensownej nienawiści. Osoby niekulturalne zostaną mniej lub bardziej uprzejmie wyproszone z tej małej społeczności. Dziękujemy za wyrozumiałość :)